Świadectwa » Świadectwo Babci - Jadwigi Schabowskiej

Babcia Jadwiga Schabowska ma dziś 88 lat. Przed laty zawierzyła Matce Bożej Góreckiej siebie i swoją rodzinę. Wśród życiowych trosk, zmartwień i chorób szczerze wierzy, że Matka Boża zawsze czuwa i nigdy jej nie opuści.  To prawda.

Pani Jadwiga od lat pielgrzymuje do Górki Klasztornej. Kiedy pierwszy raz tam pojechała i doświadczyła tego miejsca, modlitwy przed cudownym obrazem Matki Bożej, tego spokoju w sercu i czułości Jej opieki – pozostała i wiernie trwa przy Matce Bożej. W 1998 roku miała chore oczy. Zaćma groziła ślepotą, operacja wydawała się nieunikniona. Obmyła te chore oczy wodą ze źródełka. Zabrała wodę ze sobą do domu i po jakimś czasie oczy stały się zdrowe. Może, żeby widzieć Jej obraz, żeby nie zapomnieć tych chwil spędzonych w Górce, podziwiać całe piękno okolicy i powracać. Bo pani Jadwiga w Górce Klasztornej bywa często. Czasem pięć razy w roku. Potrzeba jej tej opieki i siły do znoszenia cierpień, których nie brakuje. A Matce Bożej widocznie potrzebne jest jej cierpienie i oddanie, bo je przyjmuje i prowadzi z sobą na Kalwarię. 
W ciągu ostatniego roku wypadków miała kilka. Najpierw tak nieszczęśliwie wsiadała do autobusu, że skaleczyła nogę. Rana była bardzo głęboka, krwotok bardzo silny. Założono szwy wewnętrzne i zewnętrzne. Leczenie trwało pół roku. Wszystko przeszło bez śladu. Kolejny raz drzwi autobusu zamknęły się, zanim całkowicie wysiadła. Torebka na długim pasku została w środku. Zanim zsunął się pasek, pojazd wlókł ją po jezdni parę metrów. Na końcu przejechał po jej stopie. Matka Boża i z tego ją podniosła. Podobnie ostatnio, kiedy spadła z fotela sięgając do szafki. Wykrwawiłaby się, gdyby sąsiadka nie wezwała pogotowia. Nie wie jednak, jak dotarła do niej. Czaszkę miała pękniętą a na rozciętą głowę założono cztery szwy. Pani Jadwiga Matce Bożej dziękuje również za uratowanie z wypadku wnuka i jego żony. Kiedy staranował ich ciężarowy samochód a ich auto nie nadawało się do naprawy - pasażerom nic się nie stało. Obrazek Matki Bożej Góreckiej był w środku. To właśnie tym samochodem jeździła do Górki Klasztornej, do Lichenia, do Częstochowy, do Tuchowa.  W ramionach Matki Bożej i pod Jej spojrzeniem wszyscy są bezpieczni. Tak było z koleżanką pani Jadwigi.
- Moja najlepsza koleżanka była wierząca ale niepraktykująca. Zawsze mówiła, że jest ze swoją wiarą w porządku. Pytałam ją, jaka ta Twoja wiara? Ja chodzę do kościoła, dużo się modlę, chodzę do spowiedzi, jeżdżę na pielgrzymki, a ty? Kilka dni nie rozmawiała ze mną. Przywiozłam jej duży obrazek Matki Bożej Góreckiej, powiesiłam na widocznym miejscu i prosiłam, aby często spoglądała na Matkę Bożą. Chociaż lubiła słuchać moich opowiadań o różnych sanktuariach, nigdy nie pomyślała, żeby pojednać się z Bogiem. Zaczęła podupadać na zdrowiu. Chorobą okazał się nowotwór złośliwy, którego postęp doprowadził do śpiączki. Wraz z cała moją rodziną otoczyłam ją modlitwą. Któregoś dnia śpiączki odzyskała przytomność i poprosiła o księdza. Ksiądz, który przyszedł sam był zszokowany. Chora bez pomocy spowiada się z całego życia! Przyjęła Pana Jezusa i namaszczenie chorych. Powiedziała: „jestem bardzo szczęśliwa i kocham was wszystkich”. Zapadła znów w śpiączkę i już się nie obudziła Modlitwa czyni cuda. Płakałam ze szczęścia, że wymodliliśmy taką piękną śmierć – wspomina pani Jadwiga i dodaje - brakuje mi jej i nadal modlę się za nią.
Modli się w Kościele Mariackim w Słupsku, razem z córką bowiem należą do Stowarzyszenia Matki Bożej Patronki Dobrej Śmierci, którego polska siedziba jest właśnie w Górce Klasztornej.
gk