Artykuły » Stać mnie na więcej!
Stać mnie na więcej!
Z Anną spotykałyśmy się na ulicy, mijałyśmy się w drodze do pracy lub na korytarzu w szkole przed wywiadówką lub po niej. Nasi synowie byli w zbliżonym wieku. Kiedyś zagadnęła mnie: – Wiesz, pracujemy z mężem nad synami, chcemy ich wychować na prawych i przykładnych ludzi – z dumą i wyższością zaakcentowała. – Żyję w związku niesakramentalnym, uważam jednak, że stanowimy dobry przykład dla nich, bo bardzo się kochamy i szanujemy.
– Co? Wyparłaś się Chrystusa? – zapytałam. – Taka miłość jest grzechem – dodałam. Śmiała się i patrzyła na mnie, jakby chciała mi powiedzieć, że nawet edukacja na uczelni nie zmieniła mojego niemodnego myślenia i nie wyeliminowała mojego przylgnięcia do Boga.
„Pseudowolność”
Nie umiałam zrozumieć Anny, wiedziałam bowiem, że pochodziła z rodziny głęboko zakorzenionej religijnie. Wcześniej uważałam, że modlitwa „przeżarła” jej duszę do samego dna, że należy do osób Bogiem silnych. Pomyliłam się! „No cóż – pomyślałam – to czasy, kiedy płaci się za stanowiska «pseudowolnością»”. Po latach wpadła do mnie w jakichś służbowych sprawach. Byłam już mocno zakotwiczona w Apostolstwie Dobrej Śmierci. Wykorzystałam to i zaproponowałam jej wpisanie się do Apostolstwa I stopnia. – Do śmierci jeszcze tyle czasu – mówiła ta piękna pełna energii kobieta. Nie broniła się jednak: – Dobrze, niech będę w Maryjnym dziele – powiedziała. Wzięła do ręki dyplomik, podpisała, włożyła do torebki i wyszła uśmiechnięta. Zaufała!...Zapłakałam ze szczęścia.
Śmiertelna choroba
Zachorowała na chorobę nowotworową. Walczyła z nią parę lat, ufając ziemskim lekarzom. Nie ustawaliśmy w modlitwie. Odwiedziłam ją tuż przed śmiercią i zaproponowałam kapłana. Zadowolona oświadczyła z mężem, że kapłan już był i udzielił potrzebnych sakramentów. Po moich policzkach znów spłynęły łzy radości, a usta szeptały: – Boże Miłosierny dziękuję… Dziękuję Jezu za łaskę nawrócenia. Maryjo, Patronko Dobrej Śmierci - dziękuję, św. Józefie - dziękuję…
Odeszła do Pana w spełnionym obowiązku.
Deklarował się jako agnostyk
Może rok po jej śmierci spotkałam męża. Wcześniej jak piastował wysokie stanowisko deklarował się jako niewierzący. – Myślę o wpisaniu się do Stowarzyszenia, w którym była Anna – mówił. – Dobrze, wpadnę do Ciebie – obiecałam. Czekał, witał mnie z radością. – Tak, dzisiaj chcę stać się członkiem Apostolstwa. Ze łzami w oczach wspominał Annę, opiekował się nią z troską do końca. Wychodząc, powtórzyłam: – Pamiętaj o trzech „Zdrowaś Maryjo”.
– Wiesz co: stać mnie na więcej – dodał. Dalej jednak nie praktykował w kościele. Słowa „Stać mnie na więcej” do dziś brzmią mi w uszach.
„Matka Boża patronką śmieciarzy”
Tuż po imieninach zmarłej Anny odwiedziłam go i wręczyłam mu papieski różaniec. – Stać cię na więcej, zatem od dziś będziesz modlił się codziennie jedną tajemnicą Różańca za Annę – powiedziałam, a on rozpłakał się. Zatroskany wyznał: – Nie umiem modlić się na różańcu.
W pokoju stołowym na ziemi stał kiczowaty, odpustowy obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Byłam zdziwiona, gdyż mąż Anny był wielkim koneserem sztuki i muzyki. –Skąd taki obraz i dlaczego nie wisi na ścianie – spytałam?
– On i tak ma się tu lepiej, niż w kuble pełnym rozkładających się śmieci. Wyciągnąłem go, oczyściłem i postawiłem w pokoju na podłodze. W myślach nasunęło mi się pytanie do Maryi - Patronko Dobrej Śmierci, coś Ty z nim zrobiła?...dałaś mu nowe oczy duszy, odwagę św. Weroniki, bo nie bacząc na nikogo wygrzebał Ciebie z tych obrzydliwych nieczystości. „To była jego zbawienna decyzja” – pomyślałam. – Wyciągnąłeś Maryję! 0na zapewne poda ci rękę, przeprowadzając na drugi brzeg życia – powiedziałam. Oczy znów miał mokre od łez.
Przed obrazem modliliśmy się na różańcu. Modlitwę różańcową pojął dość szybko i zapewnił, że tak będzie codziennie. Śmierć zabrała go nagle, ale zdążył pojednać się z Bogiem. Nie umiałam pojąć, że w tak krótkim czasie od tych wydarzeń, stanął twarzą w twarz przed Sędzią tego świata.
„Matkę Bożą patronkę śmieciarzy”- tak ją nazwałam, dostałam w spadku od jego synów.
- Maryjo ratuj tych, którzy depczą swoją godność, szydzą z tajemnic wiary, gardzą zbawieniem, bezczeszczą krzyż, wizerunki Boga, Matki Najświętszej i świętych. Popatrz bywa i często z nami gorzej niż z Marią Magdaleną, celnikami, czy Samarytanką… Ulecz nas z ciemnoty i wyciągaj z morza nieprawości na brzeg miłosierdzia. Lidia Wajdzik ads